Rozdział VII
Przez ostatnią godzinę myślałem tylko o białych oczach. Mimo, że próbowałem zająć się czymś innym. Wszelkie próby zdawały się być bezużyteczne. Ich posiadaczka szła obok mnie. Wyglądała tak pięknie. Czuję, że myślami jest zupełnie gdzie indziej.
-Coś się stało?- Zapytałem zmartwiony jej nieobecnym stanem ducha.
-Nic poważnego.- Powiedziała nagle oprzytomniając. Posłała mi jeden z piękniejszych uśmiechów jakie u niej widziałem, a wszystkie były piękne.
-Jesteś pewna?- Chciałem się tylko upewnić.
-Tak.- Uśmiech nie schodził z jej twarzy.
-Mam wrażenie, że jesteś bardziej śmiała. Cieszę się, że nie chodzisz ze spuszczoną głową jak kiedyś. Tak jesteś o wiele piękniejsza.- Sam nie wiem czemu to powiedziałem. Gdy dotarła do mnie waga moich słów. A trochę to trwało zaczerwieniłem się, drapiąc się przy tym po karku. Dziewczyna zrobiła się cała czerwona. Chyba trochę ją zawstydziłem.
-Dzię...kuję.- Powiedziała słodko wlepiając we mnie zdziwione spojrzenie, które nabrało błysku radości.
Muszę ją częściej komplementować. Bezcenny widok. Nagle usłyszałem huk blisko nas. Dźwięk był tak głośny, że omal mi bębenki nie popękały. Bojąc się o moją przyjaciółkę szybko przywarłem ją swoim ciałem do podłoża. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Ta chwila była cudowna. W końcu wybuchy ucichły. Wstałem z trudem i rozejrzałem się dookoła, sprawdzając co się stało. Hinata wstała zaraz po mnie.
-Byakugan!- Powiedziała dziewczyna, przyjmując na wszelki wypadek bitewną pozę. Postanowiłem uczynić to samo.
-Naruto! Uważaj!- Krzyknęła głośno, a ja odskoczyłem momentalnie widząc lecący na mnie kunai.
-Kage Bunshin No Jutsu!- Utworzyłem mnóstwo klonów. Niektóre miały chronić nas przed atakami, a niektóre poszły szukać sprawców. Nagle jeden z moich klonów znalazł dwóch ninja.
-Znalazłem jest ich dwóch. Moje klony nie dają im rady.- Powiedziałem zdenerwowany, w kierunku granatowłosej.
-Widzę ich. Zbliżają się.-Powiedziała opanowana. Jak ona to robi?
-Shugohakke Rokujuyon Sho!- Wokół niej pojawiły się ostrza. Nie do wiary, a ona wciąż myśli, że jest słaba? Spokojnie tym powaliłaby Sakurę. Patrzyłem zdumiony, jednak po chwili ogarnąłem się i zacząłem skupiać czakrę. Nagle zza drzew wyłoniło się dwóch... O nie! Spojrzałem się na Hinatę, by spojrzeć w jakim jest stanie. Z oczu dziewczyny zaczęły spływać łzy. Kurwa, a mówiłem, że nie uroni przez tego dupka ani jednej łzy. Patrzyłem na nią, cały kipiąc z gniewu przez to, że pozwoliłem na to by po jej zarumienionym policzku spłynęła łza. Wściekłość uchodziła ze mnie. Dosłownie. Moja czakra zmieniła swój kolor na czerwony. Po chwili pojawił się pierwszy ogon, za nim drugi. Czułem, że zaraz mnie rozniesie. Zacząłem szybciej oddychać, ręce zacisnąłem w pięści. By rozładować jakoś gniew zacząłem zgrzytać zębami. Jednak nic to nie dawało.
-Kto was tutaj przysłał.- Powiedziałem ostro charcząc na dwóch ninja z klanu Hyuga.
-Dobrze wiesz kto.- Powiedział szyderczym tonem jeden z napastników. Hinata upadła na ziemię z bezsilności. Zaczęła bardziej płakać. Jak oni mogli!? Wściekłem się bardziej. Zaczął się formować trzeci ogon.
-Jest bardziej słaba niż myślałem. Hiashi miał rację.- Powiedział drugi śmiejąc się w niebogłosy. Wtedy już nie wytrzymałem Straciłem nad sobą kontrolę. Nagle trafiłem do swojego umysłu.
-Czemu mi to robisz?- Powiedziałem do ogromnego lisa siedzącego w zamkniętej klatce.
-Że niby co?- Powiedział jak zwykle naburmuszony.
-Czemu odebrałeś mi kontrolę nad ciałem?- Zapytałem siadając przy jednej z krat, która była tak duża, że mogłem się spokojnie oprzeć.
-Twój gniew to robi.- Stwierdził lis kładąc się i zamykając oczy.
-Przysięgnij chociaż, że nie skrzywdzisz Hinaty.- Powiedziałem zdenerwowany.
-Dobra, dobra. Uspokój się młody.-Powiedział rozleniwionym głosem.
-Masz jakieś imię?- Zapytałem ciekawy odpowiedzi.
-Nazywam się Kurama.- Odpowiedział otwierając jedno oko, by spojrzeć na mnie.
-Ładnie.- Stwierdziłem. Muszę przyznać, że oprócz tej jego nienawiści nie był zły.
-Musisz być tutaj samotny.- Powiedziałem po dłuższej chwili.
-Nie przeszkadzaj mi kiedy próbuję zasnąć.- Powiedział Kurama zamykając swoje ślepie.
-To Do zobaczenia Kurama!- Powiedziałem, po czym wyszedłem z mojego umysłu.
Cała złość powróciła. Znowu stałem się wściekły. I to cholernie wściekły. Nagle powróciły wszystkie wspomnienia. Już wiem czemu byłem jeszcze bardziej zły. Te dranie ją uderzyły. Zmieniłem się w sześcioogoniastą bestię. I oni... o nie! Kurama! Zabiłeś ich? Słyszałem śmiech lisa. Moje rozmyślenia przerwał płacz. Moja forma powróciła do pierwotnej postaci. Czakra lisa zniknęła całkowicie. Jak to się mogło stać? Podszedłem do Hinaty. Zauważyłem, że jej rana na głowie mocniej krwawi. Na bandażu jest znacznie więcej krwi. Postanowiłem, że przerwę misję. Wolę mieć jedną nieukończoną misję niż gdyby miało stać się coś Hinacie. Ukucnąłem przy granatowłosej i starłem łzy z jej pięknej twarzy.
-Przepraszam.- Powiedziałem szepcząc.
-Nic się nie sta..ło. Ja wi..em kto ich na..słał. To był mój oj..ciec.Chciał się mn..ie poz..być.- Powiedziała cicho, jąkając się.Jej smutek mnie dobijał.
-Błagam nie płacz. Nie mogę patrzeć jak płaczesz.- Powiedziałem usiłując się uśmiechnąć ale mi nie wychodziło. Przytuliłem ją. Cicho łkała jeszcze przez jakiś czas w moich ramionach, z których nie chciałbym jej wypuścić już nigdy.
-Wracamy do Konohy.- Powiedziałem w jej włosy, które pachniały kwiatami. Wprost cudownie.
-A co z misją?- Powiedziała dziewczyna już prawie uspokojona.
-Nie dokończymy jej.- Powiedziałem obojętnie. Nie misją się przejmowałem w tamtym czasie.
-Dobrze tylko jest jeden problem. Nie wracam do domu.-Powiedziała smętnie.
-Nawet bym cię tam nie puścił.-Stwierdziłem. Odsunęliśmy się od siebie, po czym wstaliśmy. Rozżalony spojrzałem, że podczas mojej przemiany w bestię torba, którą miałem się rozwaliła, a z nią wszystkie rzeczy. Pomogłem Hinacie wstać, a następnie wyruszyliśmy w stronę domu. Spojrzałem się na białooką, była bardzo blada co do niej nie podobne. Nagle zaczęła opadać. Złapałem ją szybko, po czym wziąłem na barana. Serce przyśpieszyło mi nieznacznie. Biegłem ile sił w nogach, by dotrzeć do domu. Chciałem być tam jak najszybciej. I tak ostatecznie zjawiłem się tam dopiero rano.
-Naruto... Dziękuję.-Powiedziała zaspanym głosem Hinata.
-Nie masz za co mi dziękować.- Powiedziałem uśmiechając się.
-Kiedyś ci powiem za ile powinnam ci dziękować.- Odpowiedziała granatowłosa. Poczułem na swojej skórze jej oddech. Przez moje ciało przeszedł dreszcz.
-Zaraz babunia Tsunade się tobą zajmie. Będziesz cała i zdrowa.- Uśmiechnęła się lekko, co odwzajemniłem. Po chwili znowu zasnęła. Dotarliśmy do wioski. Pierwsze co zrobiłem to pobiegłem w kierunku biura hokage. Dotarcie do niej nie zajęło mi dużo czasu. Wparowałem przez główne drzwi do niosąc śpiącą Hinatę na swoich plecach.
-Hokage zbada ją pani?- Zapytałem babuni, która gmerała coś w papierach. Po chwili przeniosła wzrok na mnie.
-Oczywiście.- Wstała od biurka i razem udaliśmy się do szpitalnego skrzydła.
-Połóż ją tutaj.- Wskazała palcem na łóżko stojące przy okne. Wykonałem polecenie.
-Tak właściwie to co się stało?- Zapytała Tsunade, patrząc na mnie spode łba.
-Szukaliśmy zwoju. Hinata była już wyczerpana, ponieważ był wieczór więc postanowiliśmy poszukać go jutro. Zmęczona poszła spać. Ja zrobiłem jeszcze ognisko, żeby było nam ciepło i sam też poszedłem się zdrzemnąć. Gdy przebudziłem się w nocy zobaczyłem, że Hinaty nie ma. Postanowiłem jej poszukać. Znalazłem ją całą we krwi leżącą na ziemi.- Wzdrygnąłem się na to wspomnienie.
-Mówiła ci co się stało?- Zapytała babunia, podłączając Hinatę do jakiegoś urządzenia.
-Tak. Stwierdziła, że trenowała i pootwierały jej się stare rany.
-To całkiem możliwe, ponieważ ostatnio z misji wróciła w kiepskim stanie.
-Starałem się opatrzyć te rany ale pewnie kiepsko mi to wyszło.- Powiedziałem siadając na krześle obok łóżka nieprzytomnej dziewczyny.
-Właściwie to świetnie się spisałeś.- Stwierdziła Tsunade z podziwem. Uśmiechnąłem się.
-Przepraszam, że nie dokończyliśmy misji ale nie mogłem ryzykować, ponieważ rana na głowie zaczęła bardziej krwawić.- Powiedziałem hokage.
-Dobrze zrobiłeś, a poza tym i tak miałam zamiar sprowadzić was do domu, ponieważ okazało się, że mieliśmy błędne źródło i zwoju tam nie ma. Dlatego zaliczam wam tą misję jako zakończoną powodzeniem.
-Dziękujemy.- Podziękowałem również za Hinatę.
-Jej stan jest naprawdę ciężki.- Stwierdziła Tsunade, uważnie oglądając każde skaleczenie dziewczyny.
-Jest coś czego ci jeszcze nie powiedziałem.- Powiedziałem w stronę blondynki.
-Co takiego?- Zapytała spoglądając na mnie kątem oka.
-Podczas misji napadło nas dwóch shinobi z wioski liścia.
-Mów dalej.- Powiedziała Tsunade.
-Okazali się być z klanu Hyuga. Hinata całkowicie się załamała, ponieważ nasłał ich na nas jej ojciec. Hiashi.- Na tą wieść babunia zachłysnęła się.
-Dowiedzieliście się czemu Hiashi ich na was nasłał?- Zapytała Tsunade, zmieniając Hinacie opatrunki.
- Niestety nie, ponieważ za bardzo się wściekłem i straciłem nad sobą kontrole, a Kurama przypadkowo ich zabił.- Powiedziałem zdenerwowany, wlepiając wzrok w śpiącą białooką.
-Wcale nie przypadkowo.- Usłyszałem w swojej głowie głos lisa.
-Weź się lepiej nie odzywaj. Mogłem z nich coś jeszcze wyciągnąć.- Odpowiedziałem mu w myślach.
- Ta jasne... Jedyne co byś z nich wyciągnął to ducha. Lepiej, że zrobiłem to ja i ta twoja piękność nie obraziła się za zabicie jej ludzi.- Stwierdził Kurama obojętnym tonem.
-Och zamknij już się.- Powiedziałem zażenowany. Usłyszałem jego szyderczy śmiech. Co ja z nim mam...
-Kto to Kurama?- Zapytała zdziwiona hokage.
-To ten durny lis.- Powiedziałem tak i by on mnie usłyszał. Jedynie prychnął w odpowiedzi.
-No tak.- Odpowiedziała zmartwionym głosem Tsunade.
-Co z nią?- Zapytałem. Tsunade nie ominęła zapewne troski w moim głosie.
- Jej stan jest poważny ale nie zagraża jej życiu- Odetchnąłem z ulgą.
______________________________________________________________
Hej kochani! Przychodzę do was z następnym rozdziałem :D Pojawił się lisek :D Szczerze to uważam, że Kurama jest jedną z fajniejszych postaci :D Możecie podzielić się własną opinią na ten temat :D Do zobaczenia w następnym!
Buziaki, Danielle :*
Komentarze
Prześlij komentarz