Rozdział VIII




-Hej. Co z nią?- Zapytała różowo włosa wchodząc do sali, w której obecnie leżała nieprzytomna Hinata. Tak, jeszcze się nie obudziła, a minęły dwa dni.
-Hokage mówiła, że wszystko jest dobrze.- Powiedziałem, patrząc na spokojną twarz Hinaty.
-To czemu jeszcze się nie obudziła?- Zapytała patrząc na mnie zdziwionym wzrokiem.
-Nie wiem.- Stwierdziłem nie odrywając wzroku od nieprzytomnej przyjaciółki.
-Jak długo tu leży?- Zapytała Sakura, wkładając piękne kwiaty do wazona.
-Już dwa dni.- Odpowiedziałem trochę zaspany. Nie spałem od dwóch dni.
- Jadłeś coś?- Zapytała zmartwionym głosem zielonooka.
- Nie.- Powiedziałem krótko, opierając swoją głowę na otwartej dłoni.
-Zaraz ci coś przyniosę.- Powiedziała Sakura uśmiechając się do mnie, co odwzajemniłem, następnie opuściła pomieszczenie w celu przyniesienia jedzenia. Byłem jej wdzięczny. Naprawdę nie chciałem opuszczać sali, w której leżała białooka. Nie wiem czy uczucie, którym ją darzę to miłość ale się dowiem. Po chwili do sali weszła Sakura. Ucieszyłem się na widok ramenu. Swoją drogą skąd ona go wzięła?
-Proszę.-Powiedziała zielonooka podając mi miskę z moją ulubioną zupę.
-Swoją drogą... Skąd ty wzięłaś w szpitalu ramen?- Zapytałem pewien podziwu.
-Kupiłam w sklepiku i podgrzałam.- Stwierdziła różowo włosa.
- No tak.-Zacząłem jeść najlepsze danie na świecie!
-Słuchaj mam do ciebie prośbę i to ogromną.- Powiedziałem podnosząc głowę znad zupy i przenosząc wzrok na siedzącą już Sakurę.
-O co chodzi?- Zapytała ciekawa.
-Chodzi o Hinatę.- Powiedziałem głośno, przenosząc teraz wzrok na leżącą granatowłosą.
-Mów.-Rozkazała zielonooka.
-Podczas misji zaatakowało nas dwóch shinobi z wioski liścia okazało się, że byli z klanu Hyuga i, że nasłał ich na nas ojciec Hinaty.- Powiedziałem zaciskając pięści. Zjadłem łyżkę zupy, aby choć trochę się uspokoić.
-To straszne jak to zniosła?- Zapytała Sakura kładąc dłoń na ustach ze zdziwienia.
-Załamała się kompletnie, dlatego chciałbym cię prosić oto by u ciebie zamieszkała. Chciałem ją wziąć do siebie ale w moim mieszkaniu jest straszny burdel. Nie chcę by mieszkała w takich warunkach.- Spojrzałem kątem oka na zdziwioną dziewczynę. Nie wiem co ją tak dziwi. Widać było, że chce zapytać o coś ale w ostateczności powiedziała tylko:
-Oczywiście.
-Wiem, że mogę ci powierzyć opiekę nad nią. W końcu jesteś medycznym ninja.- Stwierdziłem uśmiechając się.
-Oczywiście, że jestem bandzwole.- Powiedziała, uderzając mnie w tył głowy, która wylądowała w misce z ramenem. Tak... Zdecydowanie wróciła Sakura, którą znam. Co ja jej takiego zrobiłem? I weź tu zrozum kobiety... Westchnąłem, po czym wstałem umyć twarz. Co jak co ale uderzenie to ona ma. Cała głowa mnie boli. Zmywałem z twarzy resztki zupy. Boże, tylko nie mój ukochany ramen. Debatowałem nad tą katastrofą.
-Naruto? Hinata ci powiedziała?- Zapytała Sakura, patrząc na mnie ciekawym wzrokiem. Co mi powiedziała? Zastanawiałem się nad rzeczami, o których mówiła mi granatowłosa, ale nic poważnego nie mówiła. Jedynie o ojcu wspominała ale nie sądzę, żeby Sakura o tym wiedziała.
-O czym mówisz?- Zapytałem zamyślony.
-Sama musi ci powiedzieć.- Powiedziała ucinając temat.
-Ty naprawdę jesteś taki głupi?- Usłyszałem w głowie znajomy głos. Wszyscy uznali by to za dziwne, że rozmawiam w myślach z ogromnym lisem. Taki mój los. Przeniosłem się do mojego umysłu.
-Co znowu Kurama? Ostatnio stałeś się bardzo wygadany.-Zauważyłem. Jak zwykle usiadłem opierając się o klatkę.
- Naprawdę nie wiesz o co chodziło Sakurze?- Zapytał szyderczo lis.
-Nie wiem. O co chodzi? Mógłbyś się domyślić. Inteligencją to ty nie grzeszysz.- Powiedział i wybuchł śmiechem. Ja nie widzę tutaj nic do śmiechu.
-Zawołałeś mnie tutaj, żeby się ze mnie pośmiać?- Zasugerowałem marszcząc brwi.
-Właściwie to tak.- Powiedział Kurama uśmiechając się. O! To jakaś nowość.
-Czyżby lisek się uśmiechnął?- Zapytałem też się uśmiechając.
-Przewidziało ci się.- Stwierdził obojętnym tonem. Ta jasne. Co jak co ale wzrok mam jeszcze dobry.
-Nic nie ważne. Kurama Daj mi jakąś wskazówkę.- Powiedziałem robiąc minę obrażonego dziecka.
- No pięknie. Nie dosyć, że tu utknąłem to jeszcze z dzieckiem!- Powiedział ale uśmiech nie schodził mu z twarzy.-No dobra masz.-Dopowiedział po chwili. Po chwili moim ukazało się wspomnienie z lekcji. Kiedy Iruka nas pytał z kim chcielibyśmy spędzić resztę swojego życia . Nie znałem odpowiedzi na to pytanie, dlatego wyrzuciłem przez okno. Przeszedłem się po klasie, podszedłem do ławki, w której siedziała Hinata. Zdziwiłem się bardzo gdy dowiedziałem się, że na kartce Hinaty widniało moje imię.
Nagle powróciłem do klatki, w której siedział lis.
-Zrozumiałeś o co chodziło?- Zapytał niby od nie chcenia
-Nie jestem pewien czy to możliwe.- Powiedziałem zdziwiony.
-Taa też się zastanawiałem.- Odpowiedział zamykając oczy.
-Kurama no wiesz ty co? Powinieneś powiedzieć, że jest możliwe.- Lis poruszył tylko ramionami.
-Mimo tych twoich docinek to i tak cię lubię. To do zobaczenia Kurama!- Pożegnałem się z ,,krwiożerczą bestią". Zdziwiony patrzył na mnie przez chwilę potem odrzekł.
- Na razie młody.- I poszedł spać.
-Już wiem o co chodziło!- Wykrzyczałem na całą salę. Dostrzegłem Sakurę, która patrzyła się na mnie jak na idiotę.
-Widzę, że już kontaktujesz.-Powiedziała zdziwiona. Podrapałem się po karku.
-Powiedz czemu konwersujesz się sam ze sobą jak jakiś idiota?I kto to do cholery jest Kurama?- Zapytała zielonooka.
-Więc nie konwersowałem się sam ze sobą tylko z Kuramą, czyli z lisem o dziewięciu ogonach.- Stwierdziłem. Patrzyła się na mnie zdziwiona, za to ja już wyzywałem w myślach tego przeklętego lisa, a ten zaczął się śmiać.
-Od kiedy ten lis stał się taki otwarty?- Zapytała Sakura.
- Jakoś ostatnio coraz więcej gada.- Uśmiechnąłem się, a on prychnął.
-Szkoda, że nie był taki wygadany jak mordował naszych rodziców.- Stwierdziła patrząc na mnie z bólem.
-Nie mów tak! Nie wiesz co on musiał przejść!- Krzyknąłem.
- A ty wiesz?- Zapytała.
-Nie wiem ale wiem, że jako lis nie miał łatwego życia. Musiał być samotny.- Powiedziałem smutny. Ja też byłem przez jedenaście lat.
-Aha i z tej samotności zabijał?- Zapytała, patrząc na mnie z jakby złością.
-Założę się, że był samotny. Ale nie dlatego zabijał. Po tylu latach samotności zaczął czuć nienawiść do ludzi i do świata. Chciałabyś, żeby wszyscy nazywali cię bestią bez uczuć?- Założę się, że tak było. Przechodziłem przez ten etap. Skoro ludzie szykanowali mnie tylko dla tego, że w moim ciele mieszkał Kurama. Oni chcieli bym czuł ból?
-Hej młody.- Zawołał mnie Kurama.
-Tak?- Powiedziałem. Znowu przeniosłem się do mojego umysłu.
-Mogę z nią pogadać?- Zapytał.
-Oczywiście.-Powiedziałem cały czas obserwując co robi.
-Hej jak tobie tam?- Zaczął lis.
-Kurama to nie jest dobry początek rozmowy.- Zaprostestowałem.
-A jak mam zacząć?- Zapytał marszcząc brwi.
-I to ja jestem głupi. Mógłbyś powiedzieć,, Hej nazywam się Kurama,a ty jak masz na imię?"- Zacząłem się śmiać.
- Hej nie śmiej się ze mnie!- Zaprotestował lis.
-Jestem Sakura. To ty jesteś Kurama?- Zapytała ze złością.
-Tak to ja. Zanim coś powiesz chcę ci powiedzieć, że nie proszę o wybaczenie. Chciałbym, żebyś zrozumiała.-Powiedział.
-Tak Kurama to było dobre.- Pogratulowałem klaszcząc w dłonie, uśmiechnął się.
-Co mam zrozumieć?- Zapytała marszcząc brwi.
-Przed kilkoma tysiącami lat ja i kilka innych ogoniastych zostaliśmy stworzeni przez mędrca wszystkich ścieżek.
-Czyli jest więcej lisów o dziewięciu ogonach?- Zapytała zdziwiona.
-Nie jestem jedyny. Reszta ma mniej ogonów. Ja jestem najsilniejszy z nich.-Stwierdził obojętnie.
-Aha. No i co dalej?-
- Niestety mędrzec musiał nas rozesłać na różne strony świata. Każdy z ogoniastych musiał żyć w innym środowisku, z racji tego, że byliśmy inaczej przystosowani. Zostałem wysłany do lasu. Przez kilkadziesiąt lat tułałem się sam jak palec, aż w końcu spotkałem jakąś nieznaną mi formę życia. To byli ludzie. Cieszyłem się, że nie będę w końcu sam, jednak moje nadzieje zostały w końcu zgaszone, gdy zaczęli używać na mnie swojego jutsu. Ledwo uszedłem z życiem. Pamiętam, że cały czas zastanawiałem się dlaczego myśleli, że chcę ich skrzywdzić. I znowu zaczęła się tułaczka. Po kilku latach znalazłem inną wioskę. Myślałem, że będzie inaczej, że mnie zaakceptują, ale tu także się myliłem. Po jakimś czasie umieścili mnie w ciele człowieka. I tak trafiłem na pierwszego jinjurikiego. Myślałem, że tym razem się uda. Jednak on tylko czerpał moją moc, a ja siedziałem sam w klatce. Przez lata zmieniali mi się jinjuriki jednak jedno zostało niezmienne. Według nich byłem tylko dawcą mocy i śmieciem, którego można było wykorzystać. Wtedy zacząłem coraz bardziej nienawidzić ludzi. Aż w końcu natrafiłem na Kushinę, jako jedyna nie korzystała z mojej mocy, ale ona i tak miała mnie za przekleństwo. Gdy podczas porodu udało mi się rozerwać pieczęć początkowo chciałem się zemścić, jednak stwierdziłem, że nie warto. Gdy miałem odejść spotkałem Madarę, który zaczął mnie wyzywać od niczego nie wartego śmiecia i tak dalej. Wolę nie wymieniać jak mnie nazywał. Nie należy to do przyjemnych. Chciał bym poddał mu się z własnej woli. Jego niedoczekanie.- pomyślałem. Planowałem go zabić, to prawda, ale mi się nie udało. Przejął nade mną kontrolę i próbował zniszczyć wioskę. Wtedy pojawił się Minato. Znowu chciał mnie zapieczętować. Zrobiłbym wszystko by nie kolejny raz do tego samego bagna. Próbowałem zabić nowo narodzonego jinjurikego, którym okazał się być Naruto. Jednak poświęcili oni swje życie dla niego. Znowu zostałem zapieczętowany. Próbowałem zerwać pieczęć. Jedynym sposobem okazało się oddawanie siły temu dzieciakowi tak by pieczęć słabła. Więc ilekroć jego emocje brały nad nim górę oddawałem mu czakrę. Pieczęć słabła. Przez te wszystkie lata widziałem jak dorasta, widziałem, że też był samotny, widziałem jak wszystko przychodziło mu z trudem, widziałem jak ciężko pracował i widziałem jak nikt tego nie doceniał. Mimo to on pierwszy nie traktował mnie jak śmiecia, lub jak źródło mocy i jako pierwszy powiedział, że mnie lubi. Widziałem jak stara się, żeby ktoś zwrócił na niego uwagę. Widziałem jak ukrywa swój smutek za uśmiechem. Widziałem jak płacze w samotności, bo jak może sobie poradzić biedny czterolatek, odepchnięty od społeczeństwa? Przez te wszystkie lata widziałem jak starał się, by wszyscy zaczęli go doceniać, dlatego chciał stać się hokage. Uratował wioskę i dopiero wszyscy zaczęli go po części szanować. Dziwne nie? Była jedna osoba, która mimo to, że był jinjuriki doceniała go, szanowała i podziwiała, jednak nigdy tego nie dostrzegał. Jedno jednak wiem, że jako jedyny okazał się być mi przyjacielem.- Powiedział Kurama. Łzy płynęły po moim policzku. Pobiegłem i przytuliłem się lisowi do łapy.
- No już koniec tych czułości.- Powiedział Kurama uważnie ilustrując mnie wzrokiem. Nie wiedziałem, że miał takie smutne życie. Odczepiłem się od niego. Wyciągnął do mnie łapę, aby przybić żółwika. Przybiliśmy sobie znak pojednawczy.
-Kurama, zostaniesz moim partnerem w walce?- Zapytałem pełny nadziei.
-Zostanę.- Powiedział dziewięcioogoniasty. I tak pieczęć trzymająca lisa została przerwana bezpowrotnie.
________________________________________________________
Przepraszam, że tak późno ale nie mogłam wcześniej dodać ;) W ramach rekompensaty dzisiaj wieczorem pojawi się następny rozdział <3 :* Jak wam się podoba? Szczerze jest to mój jak na razie najdłuższy rozdział. :D Liczy około 1600 słów :) Do zobaczenia w następnym jeszcze dzisiaj!
Buziaki, Danielle :*

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział VII

Rozdział XI